autor: vicotec » 02 listopada 2013, 09:17
Odezwę się po badaniu. Masz rację, wiele pada pozytywów, czuje się coraz lepiej i tylko myślenie pozytywne mi się wychodzi, mimo że bardzo bym chciała ;-/. Wiem, że jestem panikarą, ale ludzie są różni. Lekarz (szczególnie ten pierwszego kontaktu) powinien zachować elementarne zasady kultury w rozmowie z pacjentem, którego prawie nie zna. Rozmawiałam z 4ma lekarzami w sumie i ŻADEN nie zająknął się na temat ziarnicy czy innego świństwa. ŻADEN. Na tk też kobitka napisała, ze obraz najbardziej sugeruje sarkoidozę, że choroba rozrostowa neo mniej prawdopodobna. Gdzieś tam w głębi duszy wierzę bardzo mocno w to, ze tak jest. Jednak początkowa diagnoza lekarza rodzinnego tkwi we mnie jak zadra, jego słowa śnią mi się w nocy, budzę się zapłakana i kompletnie rozbita. Zwyczajnie lekarz powinien zachować odrobinę więcej delikatności. Gdyby nie jego słowa, przez myśl by mi nie przeszło, ze może to być coa groźniejszego jak sarko i pewnie czekałabym teraz SPOKOJNIE na wynik badania.
Wiesz, tak samo było 5 lat temu, kiedy po zrobieniu testu PAPPA w ciaży, miła pani z rejestracji zadzwoniła do mnie i telefonicznie poinformowała mnie, ze moja córka ma 2 wady letalne i nie przeżyje poza moim organizmem, że lepiej zakończyć ciażę jak najszybciej, bo "to i tak nie ma sensu". Mimo że rozmawiałam potem z wieloma lekarzami, mimo że specjalista od wad płodu po 2 tyg. od "diagnozy" uspakajał mnie, że większe jest prawdopodobieństwo, ze to dziecko kiedyś jadąc na rowerze przewróci się i zedrze kolano niż to, ze jest chore, to mnie do końca ciaży prześladowały słowa rejestratorki (potwierdzone kilka godzin później przez lekarkę - równie delikatną i miłą jak rejestratorka). Urodziłam tydzień wcześniej, do porodu jechałam z ciśnieniem 210/180.
A córeczka urodziła się zdrowa (dostała 6 pkt., przez moje tak wysokie ciśnienie urodziłą się w zamartwicy, ale szybciutko sytuację opanowano) i do tej pory nie choruje.
Niestety, niektórzy lekarze delikatnością i wyczuciem nie grzeszą.