autor: Tilien » 23 września 2009, 10:14
-KABINA STEROWNI-
Przez chwilę przyglądała się bandycie. Był wysokim, dobrze zbudowanym facetem około czterdziestki o niebieskich, lekko wyblakłych oczach i przypruszonych siwizną na skroniach, szatynowych włosach. Gdyby nie pewna niechlujność w ubiorze i zaniedbany, wielodniowy zarost na mocno zaznaczonej szczęce, można było by go nawet uznać za dość przystojnego mężczyznę.
Kpiący wyraz twarzy pirata podziałał na Malygan, jak środek dopingujący.
-Honor idący w parze z pańską profesją zdarza się częściej, Panie Marell? -zapytała lekko ironicznym tonem, nie spuszczając go z oka.
Twarz herszta bandytów wykrzywił dziwny grymas. Mógł równocześnie oznaczać ukrywane rozbawienie, jak i mściwy uśmieszek łajdaka. Przeszył ją mimowolny dreszcz, kiedy pochylił się, by zająć się zaciśniętymi na kostkach i nadgarstkach więzami. Chciał pomóc jej wstać, podając rękę, ale jakaś ambitna przekora kazała jej odtrącić wyciągniętą ku niej dłoń mężczyzny. Usiadła. Ściany sterowni zawirowały wokół niej w dzikim tańcu, rozciągając się i kurcząc, jak gdyby skonstruowano je z elastycznej gumy.
- Nie wstawaj -mruknął pirat, patrząc badawczo w jej nagle pobladłą twarz.
- Proszę się nie kłopotać, dam sobie radę -wymamrotała próbując mimo wszystko podnieść się na nogi.
Nie czuła się bezpiecznie siedząc tak u stóp napastnika. Gdyby udało jej się wrócić do pionu i stanąć twardo na ziemi przestałaby może sprawiać wrażenie uległego więźnia, słabej, pokonanej kobiety. Pokonując paskudny ból głowy, gorączkowo zastanawiała się, co mogło stać się z McPersonem i Sallym.
Rozejrzawszy się ukradkiem zdążyła zauważyć, że nie było ich w sterowni. Mogli być już martwi, ale możliwe też, że przetrzymywano ich gzieś indziej, albo że nawet zdołali ukryć się gdzieś i ocaleć. Powinna być ostrożna w reakcjach i uważnie dobierać słowa, by nie wyjawić czegoś, co mogło ich zdradzić.
- Czego Pan ode mnie oczekuje Marell?
- Gotowości do współpracy. Byłoby mi przykro, gdyby przez głupi upór, albo nierozważne działanie coś złego przytrafiło się tak pięknej istocie.
- Rozumiem, że nie uzyskam od pana żadnych gwarancji bezpieczeństwa? -rzekła śmiało spoglądając prosto w oczy pirata.
- Moje słowo musi Pani wystarczyć.
- Ile jest warte?
- Tyle ile Pani rozsądek, Kapitan Malygan - uśmiechnął się krzywo.

......
nie panikuj!