Już kiedy przyszedł na świat, stara kobieta z osady, która pomagała przy porodach zapowiedziała, że nie będzie zwykłym dzieckiem. Kiedy matka zgodnie ze zwyczajem poprosiła ją o przepowiednię, nie odpowiedziała nic ponad to. Nie wzięła nawet przygotowanego dla niej daru. Matka wiele nocy przepłakała schylona nad jego kołyską. Miała powody by nie spodziewać się niczego dobrego, wiedziała bowiem kto jest jego ojcem. Wiedziała też, że nie zdoła tego dłużej ukrywać. Pewnego wiosennego wieczora spakowała kilka niezbędnych rzeczy. Rankiem zawinęła dziecko w ciepłe królicze skórki i zniknęła w puszczy. Nikt z wioski już nigdy nie usłyszał o nich żadnych wieści.
W Krainie Puszcz, gdzie się wychował ludzie nie darzą sympatią takich jak on. Nigdy nie otrzymałby tu statusu wyższego niż pies podwórzowy. Groźny pies. Nigdy. Czasami wydawało mu się, że śni, że jego całe życie to tylko straszny koszmar, z którego wreszcie kiedyś musi sie obudzić. Zastanawiał sie czy można stracić rozum z powodu snów. Jeśli tak, on był na najlepszej ku temu drodze. Nie miał wątpliwości, że jest jednym z tych opętanych, o których wieczorami opowiada sie przy ogniskach. Szaleńczo pragnął przypomnieć sobie fragmenty marzeń sennych nawiedzających go nocami i umykających z pamięci tuż po otwarciu powiek. Pragnienie upodobnienia sie do reszty, normalnych ludzi było tak silne, że aż sprawiało mu prawie fizyczny ból. Czuł się więźniem. Nie wiedział tylko czego lub kogo. Chciał żyć jak inni ale bez względu na swoje dziecinne marzenia, z czasem zrozumiał, że że nie mogły one dotyczyć kogoś takiego jak on – pół człowieka, pół....kogo? Teraz po latach miał przynajmniej odwagę przyjąć siebie takim, jakim jest i pogodzić się z tym, że nie jest w mocy tego zmienić. Wystarczy, że spojrzy na swoje odkryte stopy i dłonie, i zamiast zwykłych, ludzkich paznokci zobaczy na ich końcach.... .
Pamiętał doskonale swoją pierwszą samotną zimę. Rok wcześniej zaraza zabrała Manhiego, smolarza, który przygarnął do swojej chaty młodą kobietę z maleńkim, dziwnym dzieckiem. Nie pytał o nic i traktował go dobrze, choć czasem Birbiemu wydawało się, że widzi w jego oczach zabobonny lęk. W jego obecności nie musiał bać się ani wyrostków rzucających za nim kamieniami, ani plujących na odczynienie uroku i przeklinających go kobiet, ani mężczyzn chwytających za cepy i kije. Skutecznie powstrzymywał ich wszystkich wielki miecz przewieszony przez barczyste plecy Manhiego i jego reputacja byłego najemnika. Ojczym był zawsze po jego stronie, ale nie pozwalał mu chować się za swoimi plecami. Zabierał go zawsze z sobą, kiedy ruszał wozem zaprzeżonym w woły do okolicznych wiosek z beczkami smoły na sprzedaż. Po jego śmierci ludzie odwrócili się od nich na dobre. W pobliżu chaty zaczęły kręcić się podejrzane indywidua. Którejś nocy spłonęła ich chata, a on z matką musieli uciekać ratując życie. Potem rozpoczęło się polowanie. Matka nie dożyła kolejnej wiosny.
Świat ludzi powitał go i przeklął jako Birbiego Bet-Hotir, Odmieńca. Kim był, gdy wyszedł z Krainy Puszcz? Nie wiedział. Nie zdążył się dowiedzieć. Może nigdy się nie dowie i tak będzie najlepiej. A jednak dręczyła go ciągła samotność, ostra niczym dotyk miecza....
CDN.....
