Moja historia przypomina tragikomedię. Ok 3,5-4 lata temu zacząłem miewać ataki kaszlu, o każdej porze dnia i nocy, kaszel suchy z rodzaju "rzucających o glebę", duszący. Tłumaczyłem to sobie reakcją organizmu na rzucenie palenia, trucizna musi wyjść stąd kaszel, etc...
Po około pół roku takich ataków wybrałem się do lekarza rodzinnego ktory stwirdził u mnie zapalenie oskrzeli, oczywiscie seria antybiotyków itd, co oczywiście nic nie pomogło, później stwierdzono niewyleczone zapalenie płuc, kila serii antybiotyków, nikt nie wpadł na to żeby zrobić zdjęcie itd, koniec końców poszedłem do pulmonologa, który na podstawie wywiadu, bez żadnych badań - choćby rgt płuc, spirometrii, bronchoskopii czypróby metacholinowej stwierdził u mnie zaawansowaną astmę oskrzelową. Przez 3 lata byłem szprycowanyroznego rodzaju sterydami, wziewmymi i doustnymi. Oczywiście efekty były nikłe, w końcu trafiłem do szpitala na pulmonologię, gdzie zrobiono mi próbę tuberkulinową i rtg płuc. Wypisano mnie po 9 dniach w "stanie dobrym" po czym po 4 dniach od wyjscia trafiłem znów do rejonu z zapeleniem płuc. Miałem dosyć wydawania bez sensu pieniędzy na prywatne wizyty u lekarzy i na leki, które nic mi i nie dawały, prócz tego, że spuchłem jak balona ciągłe infekcje ukladu oddechowego ani kaszel nie ustępowały.
Cudem udalo mi się dostać na oddział Astmy, alergii i chorób wewnętrznych szpitala im.N.Barlickiego w Łodzi, tam po 4 dniach intensywych badań wszelkiego rodzaju wykluczono u mnie astmę, a stwierdzono formę przewlekłą sarkoidozy oraz kilka innych dolegliwości
Najpierw byłem załamany, po przeczytaniu kilku artykułów nazwa "sarkoidoza" brzmiala dla mnie jak wyrok. Teraz do tego przywykłem i nauczyłem z tym żyć. Dopiero teraz zdecydowałem się wstąpić na forum.
Pozdrawiam wszystkich.