Wyobraźcie sobie, że od trzech tygodni mam Ciotkę w szpitalu.Tydzień przed Świętami poczuła się fatalnie i Brat ją odwiół na Wewnętrzny. Od tamtej pory lekarze usiłują Ją zdiagnozować- jak na razie bez skutku.
Dlaczego o tym piszę???Bo ostatnio zostałam domorosłym ekspertem domowym od sarko i toczenia rumieniowatego
, a jak wszystkie jej dolegliwości i objawy pozbierałam do kupy, to wyszedł mi toczeń jak żywy, /choć głowy oczywiście nie daję/
I teraz jestem w kropce. Lekarze nie luibą kiedy pacjenci /czy ich rodziny/ coś im sugerują czy podpowiadają, bo traktują to jako niepotrzebne wtrącanie się ,czy wręcz brak wiary w ich kompetencje. A człowiek- jakby nie było- już cokolwiek o tej chorobie wie i chciałby pomóc.Zdaję też sobie też sprawę,że w naszym prowincjonalnym szpitalu lekarze niekoniecznie mięli okazę spotkać się z tą chorobą-jako,że nie należy do najpopularniejszych.Jeżeli nawet to na pewno nie na oddziale wewnętrznym...
No więc co ja mam robić, wychylić się i narazić czy siedzieć cicho???