ZDROWIE! TY JESTEŚ JAK...ZDROWIE - Cudów nie ma

Sterydoterapia - objawy niepożądane, skutki uboczne, dieta. Cytostatyki, Leki przeciwzapalne, Leczenie alternatywne

ZDROWIE! TY JESTEŚ JAK...ZDROWIE - Cudów nie ma

Postautor: Robert » 15 października 2006, 00:04

Pozwolę sobie zacytowac pewien artykuł.
Myślę, że każdy, komu chodzi po głowie zdobycie cudownych ziół z ukrytej wioski w Amazonii, lub korzonków rosnacych gdzieś w Tybecie, powinien zapoznać się z pewną opinią na temat pewnego specyfiku...


>> Dzisiaj pogadamy sobie trochę o zdrowiu. Mam listy na temat kulejącej służby zdrowia i powracają pytania o Vilcacorę. Postaram się to jako obskoczyć, przelewając na ekran mój własny światopogląd. Niewątpliwie komu sromotnie się narażę, bo jeszcze się taka nie urodziła, która by wszystkich zadowoliła. Aliści ja poczuwam się w obowiązku pisać to co czuję a nie to, co kto chciałby usłyszeć.

Pani Irena T. z Toronto napisała list (po angielsku), na który z miejsca odpowiedziałam telefonicznie. Później uświadomiłam sobie, że inni czytelnicy też mogą być zainteresowani treścią tego listu, więc istotną jego część publikuję:

"..U mamy odkryli raka. Jestem zdruzgotana. Muszę ją ratować. Od sąsiadki mamy dowiedziałam się o istnieniu Vilcacory. Chcę wziąć drugą hipotekę (second mortgage) na dom i zawieżć mamę do Peru na leczenie. Ale mój mąż się nie zgadza. Twierdzi, że mamy tam nie wyleczą a my będziemy mieli tylko dwie hipoteki do spłacania. Co Pani wie o Vilcacorze? Czy Pani może się dowiedzieć jak to działa? Jak długo trwa kuracja i jak długo trzeba tam przebywać? Nie mam zaufania do dzisiejszej służby zdrowia w Kanadzie. Nie będę narażała mamy życia, jeśli jest inna możliwość, inne leczenie. A co Pani sądzi o Vilcacorze?...."
Że ma świetnie opracowaną jawną i ukrytą (infomercial) reklamę. Złotoustych sprzedawców, którzy nie sprzedają ratunku (bo go nie ma, niestety), a tylko handlują nadzieją. Przykro mi bardzo, ale muszę poprzeć stanowisko Pani męża. Chyba, że Panie chcą zaliczyć piękną wycieczkę krajoznawczą do Peru. Zobaczyć Andy, zwiedzić Machu Picchu, poznać plemię Keczua, etc. Aliści obie rozumiemy, że przecież nie o wycieczkę tu chodzi.

Nie jestem lekarzem ale tyle wiem, że jeśli diagnozę postawiono, jeśli jest to stadium początkowe - pierwotny rak w dzisiejszych czasach jest najczęściej uleczalny. Osobiście jestem wielkim wyznawcą mariażu konwencjonalnej medycyny z alternatywną i mam równie wielki respekt dla niektórych znachorów (którzy dzisiaj występują pod wieloma innymi nazwami), jak i do lekarzy medycyny tradycyjnej.

Z tego co wiem, w Peru leczenia per se nie ma. Czasami zaaranżowane jest spotkanie z polskim zakonnikiem, sędziwym o.E.Szeligą, który jednakże nie prowadzi żadnej kliniki dla zagranicznych pacjentów a jedynie Vilcacorę propaguje.

Vilcacorę można nabyć w Kanadzie w każdym sklepie “zdrowotnym” (health store). Znana jest herbalistom od dziesiątków lat pod nazwą uncaria tomentosa, po angielsku cats claw, po polsku koci pazur. Vilcacora nie jest niczym nowym. Nowa jest tylko agresywna reklama, kucie żelaza póki gorące. Póki naiwność zasłania oczy i serca. Vilcacora jest to przede wszystkim big business. Nie znam jej właściwości leczniczych, o ile takie w ogóle istnieją. Znam ją tylko z reklamy. Osobiście w Vilcacorę nie wierzę. Ale też ja nie jestem wyrocznią.

Drapieżna reklama uzurpuje Vilcacorze rolę panaceum (które, jak wiemy, w rzeczywistoci nie istnieje). Vilcacora ma leczyć: raka, artretyzm, reumatyzm, półpasiec, chorobę Parkinsona, cukrzycę, AIDS, depresję, chronicznie zmęczenie, Alzheimera, łuszczycę, zapalenie wątroby i szereg innych równie poważnych schorzeń. Czy przypadkiem nie za dużo tego dobrego? Szczególnie w stosunku do chorób nieuleczalnych jak właśnie Parkinson, Alzheimer, AIDS, cukrzyca? A co? Czy Watykan nie stać by było na uleczenie nam papieża z Parkinsona, gdyby ten “specyfik” faktycznie miał jakieś lecznicze właściwości?

Jeśli Vilcacora potrafiłaby uleczyć raka, to powinna być okrzyczana odkryciem stulecia! Zbawieniem ludzkości! Okrzyczana największym odkryciem medycyny i ktoś powinien za nią dostać nagrodę Nobla! To jak to jest, że szpitale, kliniki onkologiczne i laboratoria całego świata, które od lat bezskutecznie poszukują radykalnego leczenia (i medykamentów) na to schorzenie - nie rzuciły się na ten “genialny lek” i natychmiast nie wprowadziły do powszechnego użytku?!

Bo, dla przykładu, od kiedy duet lekarzy z University of Toronto: Banting i Best, wypracował insulinę w 1924r., cały świat z niej korzysta. Lek ten uratował i do dzisiaj ratuje miliony ludzi. Kiedy szkocki bakteriolog, Alexander Fleming odkrył penicylinę w 1928r., zastrzyki tego jednego z pierwszych antybiotyków (stosowane od 1941r.) też uratowały życie milionom ludzi. Kiedy dr Jonas Salk w 1955r. wynalazł szczepionkę na poliomyelitis, w Polsce znaną jako choroba Heine-Medina, (na którą cierpiał też prezydent F.D.Roosevelt) natychmiast udostępnił ją całemu światu. W USA przymusowe szczepienia w latach sześćdziesiątych zlikwidowały chorobę, na którą zapadało rocznie przeciętnie 21.000 dzieci. Do tego stopnia, że w 1974r. odnotowano tylko 7 przypadków tej choroby. (Wszystkie w religijnej sekcie, która nie uznaje medycznej interwencji.) Mogę tę wyliczankę ciągnąć do jutra. Ale po co? Fakty mówią za siebie.

Moją niechęć do Vilcacory opieram wyłącznie na jednym pytaniu do którego uparcie powracam: dlaczego żaden amerykański, kanadyjski czy angielski szpital onkologiczny nie podaje chorym na raka, Vilcacory? Skoro jest taka zbawienna?! Proste. Bo nikt jej nie zna; nikt o niej nie słyszał. Nie pisano o niej w “British Medical Journal” ani w “Lancet” ani nawet w “Nature” (akredytowane wyrocznie medyczne). Nikt jej tutaj nie opracował. Nie było badań klinicznych, nikt się nie doktoryzował, nikt nie udowodnił jej leczniczych właściwości.

Gorzej. Ci, którzy w Polsce leczą się Vilcacorą i biorą rozbrat z konwencjonalną medycyną - nieświadomie popełniają samobójstwo. Polscy onkolodzy wyrywają sobie włosy z głowy. (Wiem, bo rozmawiałam z dwoma telefonicznie). Pacjenci, w stadium jeszcze jak najbardziej uleczalnym, zaniechali leczenia, radiologii, chemoterapii. Zgroza! Ten sam owczy pęd miał niegdyś miejsce po reklamie (i to też tylko wśród Polaków) "magicznego" preparatu profesora Tołpy (oraz innych, których nazwisk nie pamiętam), a o którym to leczeniu dzisiaj wszelki słuch zaginął.

Jedna z moich znajomych, pani z której opinią na ogół bardzo się liczę, sądzi, że nieobecność Vilcacory na światowym rynku, spowodowana jest zmową olbrzymich koncernów farmaceutycznych, które nie dopuszczają jej do powszechnej produkcji I co za tym idzie, użytku. A g..uzik prawda, droga pani Anno! Firmy farmaceutyczne nie są altruistami. Zdrowie ich pacjentów wisi im gruntownie koło d... Ich interesuje tylko zawartość portfela tychże pacjentów. Wiedzą doskonale, że tonący brzytwy się chwyta. Z chorym nie jest inaczej. Gdyby istniał chociaż 1% dowodu, że Vilcacora spełnia to co obiecuje, wykupiłyby nie tylko obie konkurencyjne firmy, które nią w tej chwili handlują, ale wykupiłyby całą dżunglę Amazonii. Bo każdy miliard inwestycji przyniósłby im conajmniej 100 miliardów zysku. Aliści każdy specyfik wchodzący na zachodni rynek musi być skupulatnie (czasem latami) badany, sprawdzony i aprobowany przez odpowiednie władze. A te w krasnoludki nie wierzą i nie dają się omamić pięknym słowom. One żądają badań, żądają dowodów. Sądzę, że jeśli przemysł farmaceutyczny dotąd Vilcakorze nie poświęcił żadnej uwagi, to przyczynę tego każdy sam sobie może z łatwością dośpiewać.

Kiedy parę miesięcy temu, w moich wówczas rodzimych “Wiadomościach” ukazał się na ten temat świetny, acz równie negatywny, artykuł pióra red. Jana Wichrowskiego, Naczelny zaraz dostał telefon od zdenerwowanej Czytelniczki, że rezygnuje z prenumeraty, albowiem “Wiadomości” publikując tą wypowiedź, odebrały ludziom nadzieję. Nieprawda! Ta Pani nie ma racji! “Wiadomości” zajmują tylko stanowisko, bo taka jest rola rzetelnego pisma. “Wiadomości” operują faktami a nie handlują nadzieją. Nadzieję, my, dobrzy katolicy, mamy mieć w sercu. A nie w jakiejś tam reklamie. Tak nakazuje nam nasza religia. A jak nie religia - to rozum!

Mam nadzieję, że mamusia p.Ireny już rozpoczęła intensywną kurację w szpitalu i, że wnet otrzymam same dobre wieści. Good luck, Irene! <<



Ciekawe jak się na to zapatrujecie? :roll:
Awatar użytkownika
Robert
Dyrektor
 
Posty: 3907
Rejestracja: 12 października 2006, 20:38
Lokalizacja: Dolny Śląsk


Postautor: Bem » 23 października 2006, 18:35

W Łomiankach pod Warszawą działą przychodnia, w której przyjmują lekarze leczący m. in. wilcacorą (innymi egzotycznymi ziołami również). Nie zalecają broń boże zaniechania normalnej tj. konwencjonalnej terapii a stosowanien ziół ma działanie jedynie wspomagające. Chodzi o pobidzenie układu odpornościowego do działania i wsparcia farmakologicznego leczenia.
W przypadku sarkoidozy słyszałam dwie sprzeczne teorie:
1. sarko jest chorobą związaną z wadliwym działaniem układu odpornościowego (choroba autoagresyjna), więc należy np. za pomocą wilcacory pobudzić i wzmocnić ten układ, by możliwe było zwalczenie choroby
2. z powodów jw, czyli że sarko jest związana z rozchwianiem ukłądu odpornościowego, więc nie należy go dodatkowo pobudzać wilcacorą, bo skutki mogą być nieprzewidywalne. Wg tej teorii ukłąd odpornościowy należy raczej uspokajać a nie pobudzać.

Faktem jest, że brakuje jeszcze badań, które mogłyby naukowo potwierdzić lub wykluczyć terapeutyczne działanie wilcacory, więc medycyna konwencjonalna z oczywistych powodów takiej terapii nie zaleca.
Z drugiej jednak strony, skoro możliwości leczenia sarko właściwie nie ma (sterydy przecież nie leczą sarko), to spróbowanie terapii wilcacorą nie jest niezasadne.
wW ubiegłym roku zaaplikowałam sobie taką porcję wilcacory (plus inne zioła do kompletu). Jaki był efekt nie mogę stwierdzić. Jest faktem, ze od tamtej pory moja sarko się nie rozwinięła, co samo w sobie jest już sukcesem. Czy to z powodu tej kuracji czy tak po prostu miało być nie wiem. W każdym razie wilcacora na pewno mi nie zaszkodziła. Moja sarko jest jeszcze w pierwszym stadium, więc może dlatego trudno mi ocenić ewentualne skutki terapii, ale gdybym jeszcze raz miałą decydować, zwłaszcza w obliczu ciężkich sterydowych dawek, to też bym spróbowała znowu.
Czy ktoś z was miał kontakt z wilcacorą?
Awatar użytkownika
Bem
Rozgląda się
Rozgląda się
 
Posty: 33
Rejestracja: 16 października 2006, 19:24


Postautor: anick1 » 24 października 2006, 12:51

Ja nie miałam, ale myślę że takie samo działanie jak vilcacora może mieć marchewka.Tylko trzeba uwierzyć, że to cudowny lek i stanie się zdrowie. Myślę, że to nie lek dziaała, ale nasze pozytywne nastawienie i wiara w wyzdrowienie. To najbardizej stymuluje nasz układ odpornościowy. A Vilcacora to jedynie środek do podniesienia naszego samopoczucia i optymizmu.
Pozdrawiam
anick1
Zaglądacz
Zaglądacz
 
Posty: 79
Rejestracja: 16 października 2006, 07:50


Postautor: Robert » 26 października 2006, 20:16

Podzielam Twoje zdanie Anick.
Uważam, że przy tego typu lekach działa efekt placebo.
Samo to, ze uwierzymy w "moc" jakiegoś leku, działa już na naszą korzyść. Zapewne taką siłę mają zarówno leki homeopatyczne, jak i mieszanki ziół z tybetu. Pytanie tylko, jaki one mają udział w uzdrowieniu , a jaki procent udziału ma siła naszego umysłu :roll:
Wiem że nic nie wiem
Awatar użytkownika
Robert
Dyrektor
 
Posty: 3907
Rejestracja: 12 października 2006, 20:38
Lokalizacja: Dolny Śląsk


Postautor: Tilien » 27 października 2006, 08:25

Mało tego, że podpiszę sie pod postami Anik i Roberta, to jeszcze pamiętam, iż zawsze mnie przestrzegano, że zioła też są lekami i maja swoje działania uboczne. Nie są w 100% bezpieczne na wszystko i dla każdego.
Obrazek......nie panikuj!
Awatar użytkownika
Tilien
Tubylec
Tubylec
 
Posty: 727
Rejestracja: 16 października 2006, 17:36




Wróć do Leczenie

Kto jest online

Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 4 gości

cron