Mnie bardziej denerwuje to, że coś jest robione połowicznie. Albo robimy ogólnonarodową kwarantannę i całe państwo staje, albo nie robimy w ogóle. Bo to co dzieje się teraz, jest bez sensu. Ja siedzę w domu, a żona i syn dojeżdżają przepełnionym autobusem do pracy, potem stoją w tłumie przed bramkami bo mierzą temperaturę, potem co prawda pracują w czteroosobowej grupie, w dużym pomieszczeniu, ale powrót wygląda tak samo. Tłok na bramkach, bo skanują torby i plecaki, i powrót autobusem pełnym ludzi.
Dziś była taka sytuacja że w autobusie siedział pan, który cała drogę bez przerwy kaszlał. Dwie godziny zajęło mi dodzwonienie się do kogoś kompetentnego, a gdy w końcu się udało, dowiedziałem się że wytyczne dotyczące transportu zbiorowego, głośno omawiane przez premiera, nie dotyczą przewozów pracowniczych, organizowanych przez pracodawcę. A z kaszlącym panem nic nie można zrobić, bo sam musi zgłosić się do lekarza.
Żony koleżanki dzwoniły do swoich sanepidów i wszędzie rozkładają ręce.
Tylko patrzeć jak pojawi się jakieś ognisko, ale wtedy będzie za późno. Będzie tak jak w szpitalu na Grabiszyńskiej. Jeden zatajony pacjent i 22 osoby zarażone, a kto wie ile jeszcze wypłynie za 5-10 dni.
Na YT i w Gazecie Wrocławskiej są filmy i zdjęcia, pokazujące jak to wygląda.
https://gazetawroclawska.pl/wroclaw-tlo ... 1-14877705To jest farsa. Na ulicę nie można wyjść w trzy osoby, ale kilkaset stłoczonych przed bramą zakładu może stać.
Najśmieszniejsze jest to, że jest zimno i pomiary temperatury można o kant dupy rozbić - u większości osób, po takim postoju na mrozie, termometry pokazują 32-34st C, jeden z kolegów syna miał 31 st.C Śmiali się z niego że już jest nieżywy.
To są dwa światy. Z jednej strony akcja "zostań w domu" a z drugiej farsa, wynikająca z tego, że jeżeli państwo narzuci coś pracodawcom, to oni upomną się potem o odszkodowania.
A tak czy inaczej za to zapłacimy.