Strona 4 z 5

Post: 29 października 2007, 17:20
autor: Robert
Nie chodziło mi o to, że jak dobrze się czujemy, to możemy pracować.
Miałem na myśli rzecz odwrotną.
Jeżeli w pracy czujemy nasilenie objawów typu kaszel, to znak że należy coś zmienić. Nie ma znaczenia czy pogorszenie powodują spaliny, czy stres, jeżeli skutek jaki wywołują jest taki sam.

Post: 30 października 2007, 17:46
autor: Anuta
Zanim zachorowałam, przeprowadzałam sama prace konserwacyjne w domu, tzn. malowanie stolarki, ogrodzenia itp. Stosowałam (czytaj: wdychałam) farby ftalowe, nitro, poliuretanowe, chlorokuczukowe :? Oczywiście między robotami miałam przeważnie kilkumiesięczne przerwy. Ciekawe czy wpłynęło to na późniejszy stan moich płuc.
Teraz zżymam się na widok rdzy na furtce i innych odprysków. Mój pan nie wyrabia się, a duże dzieci mają swoje ważniejsze sprawy. :?
A może będąc na świeżym powietrzu, można by trochę malnąć? :roll:

Post: 19 listopada 2007, 20:01
autor: tedy
.

Post: 19 listopada 2007, 21:34
autor: agga
Witaj.
Moja choroba w pracy wywołała różne reakcje - od przerażenia (co to za diabelstwo??) do skrajnego współczucia i wysyłania mnie na natychmiastową rentę :)
Chorowałam prawie pól roku i rozważałam razem z lekarką staranie się o świadczenie rehabilitacyjne, zwyciężyła jednak u mnie niechęć do "siedzenia" w domu, źle się czułam psychicznie nie chodząc do pracy; to chyba jednak nie moje przeznaczenie być tzw. gospodynią domową :twisted:
Tak więc wróciłam do pracy dość niespodziewanie - dla siebie jak i pracodawcy. Nie miałam żadnych problemów z powrotem, nikt mi nie robił na złość ani nie zamierzał zwalniać, o ile nie byłoby to konieczne.
Pracuję w dość specyficznym środowisku, jestem narażona prawie nieustannie na różnego rodzaju infekcje, choroby zakaźne ( w tym HIV i gruźlica ), skórne itp, itd ; ale na dobrą sprawę każdą z tych chorób ( oprócz wiadomej) mogę "załapać" w markecie czy w tramwaju, więc mam nadzieję - dam radę.
Trochę się boję, czy nie będę miała kłopotów ze sprawnością fizyczną, bo jakaś taka "słabowita" ;) się zrobiłam, nadal dość szybko się męczę, nękają mnie bóle stawów, kaszel itp. sarkoprzyjemności, ale jestem dobrej myśli.
Pozdrawiam wszystkich pracujących i zasłużenie odpoczywających !!!

Post: 20 listopada 2007, 13:54
autor: Mary
Mnie sarko zaatakowała, gdy niezwykle ambitnie :) od 1,5 roku pracowałam w amerykańskiej firmie. Przy trójce małych dziecii i niezwykle stresującej pracy - mój organizm powiedział dość - tak to widzę. Wówczas zaczęły mi się i inne problemy zdrowotne... Na szczęście wyłączenie z dnia na dzień "na dobre" na jakieś dwa miesiące z obowiązków służbowych wyszło mi na dobre. :D Moim dzieciom też :) Mogę powiedzieć, że pozwoliło mi podjąć bez wahania decyzję o odejściu z tej pracy. Wyleczyło mnie z robienia tzw. "kariery". Ponieważ mogłam wrócić jeszcze na urlop macierzyński do spokojniejszej, poprzedniej pracy - to skorzystałam z tego wariantu. Po urlopie udało mi się wrócić do pracy, tyle, że nieporównywalnie mniej stresującej. Pracuję sobie spokojnie już 6 lat, a moja choroba nie stanowi dla nikogo problemu, tylko muszę mieć przygotowane warianty postępowania w razie nieobecności (szczególnie dłuższej).
Pozdrawiam wszystkich, szczególnie tych, którzy muszą przepraszać, że chorują :wink:

Post: 20 listopada 2007, 18:00
autor: Renata
U mnie podobnie choroba odezwała się, a może inaczej rozpoczęła się jak miałam 16 godzin zajętych zawodowo, a w te osiem na odpoczynek to się zastanawiałam, czy wszystkie nici pochwytane. Pracowałam na dwóch półetatach (jedna to z niemieckim właścicielem) miałam swoją działalność gospodarczą, gdzie ciągnęłam trzy rodzaje tematów. Czułam jak praca z Niemcem a raczej z jego nieciekawą Polską pełnomocniczką mnie wykańcza i zrezygnowałam sama, no i szukałam czegoś w zamian, oczywiście denerwując się że potrzebuję pieniędzy ( remontowaliśmy kupiony stary dom). Jak znalazłam to za 2 miesiące wylądowałam z sarko, a właściwie w opinii lekarzy z gruźlicą w szpitalu. To co znalazłam nowego, wydawało mi sie dość optymalne i właściciel bardzo pragmatyczny uznał, że można we mnie zainwestować nawet jak jestem na zwolnieniu i przywioził mi kompa do domu, albo mnie woził do firmy. Tak było przez 8 miesięcy z czego byłam 5 razy w szpitalu, no bo z gruźlicy okazała się sarko, potem operacja w innym temacie. W tym czasie , to był 1998 rok dostałam wypowiedzenie z tego równoległego półetatu i tak już zostało. Postanowiłam pracować spokojniej, na tyle na ile mi organizm pozwala. W firmie w której zaczęłam pracować na początku choroby jestem do dziś. Jest różnie, jak to w życiu, jestem wdzięczna właścicielowi, że był wyrozumiały i to jest powód, że czasami spuszczam zasłonę gdy mi się coś nie podoba. Teraz też jestem już przeszło miesiąc na zwolnieniu, po kolejnej operacji, przywieźli mi laptopa i dokumenty i dziergam w domu. Mogłabym jeszcze być miesiąc na L4, ale sądzę że dam rady już jeździć i staram się też być lojalna, bo to się w sumie opłaca. :D

Post: 21 listopada 2007, 22:37
autor: Jurek
Mnie sarko zaskoczyła w dość dobrym momencie życia, to znaczy firma , którą prowadzimy razem z żoną miała już drugi rok i zarabiała na siebie. Tak, że mogłem nie marwić się o chleb.
Obecnie prowadzę drugą działalność, biuro kredytowe.
Zdażyło mi się już że byłem w szpitalu i prosiłem o przepustkę bo musiałem , jechać podpisać umowy dla Klienta, nie myślcie, że jestem zachłanny poprostu przy bardziej skomplikowanych kredytach trochę to trwa a nie lubię zawodzić ludzi którzy mi ufają. :)
Wydajność, widzę ogromną różnicę, między zapałem i wytrwałością do pracy na początku sarko a teraz, objawia się to w czasie pracy i braku regeneracji po wysiłku na drugi dzień.

Do wiosny muszę się zregenerować bo mam przed sobą prace remontowe w domu i "zagrodzie" :)

Dam radę bo chcę

Post: 22 listopada 2007, 12:04
autor: katarzynajas
ja przez sarko na pół roku w pracy byłam wszystkiego ze 30 dni.Jak na razie wszyscy sa wyrozumiali ale teraz nie siedzę po godzinach, nie przemęczam sie i w ogóle uwazam na siebie:)

Post: 22 listopada 2007, 20:51
autor: Anuta
Kasiu, nie strasz mnie. Ja muszę pracować! Do tej pory na zwolnieniu byłam tylko 3 tygodnie na pobyt w szpitalu na badaniach. Mam sarko II, guzki na obu płucach, nie przeszkadza mi to jednak latać w pracy jak pershing :-)

Post: 22 listopada 2007, 23:51
autor: katarzynajas
To gratuluję, ja właśnie byłam dzisiaj drugi dzień w pracy po miesiącu zwolnienia i nie dosyć, ze nie mam siły to jeszcze boli mnie gardło i kaszle. Ubieram się ok, chodze w szaliku, nakryciu głowy , ciepłe buty itp. :( Jak nic się nie zmieni do poniedziałku to zastanawiam się nad nastepnym zwolnieniem co z tego, że jestem w pracy jak nie mam siły (padam chociaż dobrze się odzywiam i spię powyżej 8 h.) dodatkowo dojeżdzam do pracy komunikacją miejską w jedna stronę około półtorej godziny. Ja też muszę i chce pracować ale nie wiem czy dam radę.

Post: 26 listopada 2007, 23:35
autor: Jurek
Kasiu pogoda teraz nie jest sprzyjającą, ja również mimo czapki na głowie marznę. Napewno nie jest Ci lekko, wiem że to trudna sytuacja, pozdrawiam gorąco

Post: 27 listopada 2007, 07:48
autor: agga
Smarkam, kaszlę i chrypię i czekam kiedy mi przejdzie ;) szal, czapka i buty jak na Spitsbergen, i też marznę, a jeszcze mrozów nie było... Chyba jakiego renifera przyjdzie upolować na futro ;)

Post: 27 listopada 2007, 09:46
autor: renia2
Uwierzyłam w polary.
Mam ich masę. Grubsze, cieńsze.
I ciekawe, jaką część garderoby jeszcze sobie dokupić z polarku.
Czego i Wam życzę.
Polar to jest to!

Post: 27 listopada 2007, 10:23
autor: katarzynajas
Zgadzam si polar to jest to,Jednak nie wszędzie mozna założyć

Post: 27 listopada 2007, 13:13
autor: renia2
Nadają sie i pod cienką bluzeczkę. Byle nie przezroczystą. Tylko muszą być z tych najcieńszych.
I skarpetki do butów zimowych jako dodatek ocieplający. W pracy można chodzić w cieniutkich rajstopkach.
I rękawiczki już pojawiły się ładne. A jak dużo się połazi po sklepach to skompletuje sie 3 częściowy komplet zimowy-ostatnio taki w ciapki widziałam. Wyłącznie jako komplet. A i można jednokolorowe, ale z tym gorzej.
A kamizelek to już spory wybór.