cześć.
właśnie wróciłem do domu
w szpitalu pojawiłem się we wtorek. badanka, obiadek, pogaduszki i spać, bo pomiędzy 8 a 9 media.
pobudka w środę o ... 6:45 z pytaniem czy już jestem gotowy?
już? inna pani jakiś zastrzyk, jeszcze inna żyletą po klatce
, szybciutko pucowanko i parę minut po 7 dostałem tableteczkę, zdążyłem założyć seksi koszulkę i panie mnie odwiozły. nawet nie wiem czy winda szła w górę czy w dół
przekulałem się na łóżko operacyjne. zobaczyłem maskę, usłyszałem "oddychać" ...
następne co usłyszałem to " panie Jacku..." ale to było już ileś czasu później... właściwie nic nie czułem. ani bólu, ani pragnienia, nic. Kilka razy dzwonił telefon, aż się rozładował
Przyjechał mój Tato, którego nie chcieli wpuścić na pooperacyjną, ale na chwilę wpuścili. Podobno był godzinę, ale ja większość przespałem... Zresztą właściwie przespałem cały dzień i noc. W nocy poodłączali mi kroplówki, ciśnieniomierz i resztę. O 5:30 pobudka. Prześcielili mi wyrko. Potem jakiś zastrzyk, tabletki, rtg... Obchód ( za godzinę pana wypuszczamy! ) śniadanko i po 3 godzinach wyszedłem
Miałem mieć transport po południu, ale że było rano to ratami sobie sam wróciłem autkiem bez najmniejszego problemu
I dopiero w domu zaczęła się jazda, ale przeciwbólowe tabletki jakoś działają. Tylko że spać będę chyba na siedząco, bo na leżąco mnie wszystko boli.
Tak z grubsza mogę napisać, że "nie taki diabeł straszny, jak go malują"
Opieka w PRABUTACH, bo tam byłem, rewelacyjna!!! Jak chorować to tylko tam
tylko jeszcze jeden szkopuł... wyniki
pozdrawiam i dziękuję Wam za wsparcie