W porównaniu z wszystkimi badaniami, to najbardziej werżnęło mi się w pamięć.
Samego zabiegu nie pamiętam, ale po kolei..
7.00 łyknąłem jakieś dwie niewinnie wygladające tabletki...
7.03 tak mi sie wydaje, urwał mi się film
ok 8.00 ktoś mnie obudził, jakies ludzie w białych kitlach, których twarzy nie byłem już w stanie pamiętać i kazali się położyć na wepchniętym na salę powozie. Tez białym.
Sąsiad mi mówił, że się rozbierałem wtedy do golasa. Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam
Potem szybka jazda korytarzami, przesiadka na łóżko, takie dziwne trochę, pierwsza w życiu narkoza... Przypomniało mi sie jak żona mi opowiadała, że jej kazali liczyć do dziesięciu. Doliczyła do dwóch. Pomyślałem, spróbuję do trzech. Nie dałem rady.
Obudziłem się o 9.50, we własnym łóżeczku, ciepło mi było, jakąś rurę miałem jeszcze w gardle, ale zaraz mi zabrali. Poleżałem jakieś pół godziny i na salę.
Tak właściwie to do godzin południowych głupi jasiu mocno mnie trzymał i nie pamiętam wiele. Miałem jakieś kroplówki, lekarz coś do mnie mówił, pielęgniarki przychodziły.
Po południu miałem usiąść na łóżku i to była mordęga. Wszystko w okolicy mostka rwało przy próbie ruszenia do przodu, w końcu jednak udało się.
Rwało również za każdym razem jak mnie na kaszel brało.
Wieczorem zrobiłem już spacer do toalety, ale z wstawaniem ciągle był największy problem. Oj bolało, bolało...
Na drugi dzień czułem się jeszcze nie najlepiej, puścili mnie jednak już do domu. Po południu miałem gorączkę.
Następnego dnia czułem się już normalnie, tylko szew nad mostkiem wszystko jeszcze przypominał.