Fajnie

. Dawno nikt nie pisał o filmach- a w tej chwili tyle ich się pojawia w różnych kategoriach, że człowiek nie nadąża. Ja ostatnio i przedostatnio oglądałam dwa świetne i bardzo różne filmy:
Lektora- film obsypany Oskarami, z Kate Winslet, Davidem Krossem i Ralphem Fiennesem, w reżyserii Stephena Daldry'ego - opowiadający o miłości nastolatka i starszej od niego , dojrzałej już kobiety. Akcja dzieje się w hitlerowskich Niemczech w czasie wojny, w okresie tuż powojennym i na przestrzeni powiedzmy następnych 20 lat. Nie chcę opowiadać treści, żeby nie spłycać fabuły, ale film wywarł na mnie duże wrażenie, mimo, iż jest bez efektów specjalnych, a nawet można powiedzieć, kameralny. I dziwna rzecz, im więcej czasu mija tym więcej mam na jego temat refleksji
Drugim filmem jest
"Vicky Cristina Barcelona" Woody Allena, ze Scarlet Johanson- Cristiną, Rebeccą Hall- Vicky, Penelope Cruz- Marią Eleną i Javierem Bardemem w roli Juana Antonia. Film- jak film to u Woody Alena -mądry, przewrotny, dowcipny, bardzo malarski, ciepły i też pozostający w pamięci- mimo, że w zasadzie błachy

. Dodatkową jego wartością- jest muzyka. Słyszałam anegdotę, w jaki sposób- ten nikomu nie znany zespół zaistniał u samego Allena

.Otóż przez przypadek. Wspólny znajomy przywiózł muzykę tegoż zespołu do przesłuchania komuś w studiu nagrań i przez przypadek zostawił u Allena. Ten też- przez roztargnienie- nie patrząc jaką płytkę zabiera ze sobą do samochodu- zabrał właśnie tę. Przypadkowo też jadąc do studia po drodze były duże korki- i chcąc pożytecznie spędzić czas -włączył sobie płytkę jaką akurat miał pod ręką

. I tu nastąpiło olśnienie

. Muzyka opowiadająca o Barcelonie, bardzo hiszpańska, prosta, melodyjna, trochę szorstka w wyrazie, doskonale wpasowała się w wyobrażenie filmu.

No nie, pisząc o tym filmie nabrałam ochoty, żeby go jezcze raz obejrzeć. Zaraz sobie go załączę. Pa wszystkim
