autor: Robert » 16 czerwca 2007, 07:34
Ja jeszcze drążę losy wojenne,. Tym razem nie o getcie ale o Majdanku, Gross Rosen i Litomierzycach.
"Nr 3273 miał szesnaście lat" - Jan Michalak.
Tej książki szukać trzeba raczej w bibliotekach niż księgarniach.
Czyta się, mimo ciężkiego tematu, prawie jednym tchem. Prawie, bo książka gruba...
Czytałem sporo wspomnień obozowych, te są jednak inne, dlatego polecam...
Autor opisuje swoje przeżycia prostym ale bardzo obrazowym językiem.
Po wysłuchaniu meldunku i przeliczeniu nas gestapowiec wyszedł. Staliśmy tak długo, aż usłyszeliśmy, że wyjął klucz z zamka.
W pomieszczeniu, które składało się z dwóch połączonych cel, było nas kilkunastu. Stan ten zmieniał się w zależności od ilości więźniów wezwanych na przesłuchanie, przeniesionych do szpitala lup zabranych w niewiadomym celu. Wskutek tego miskę otrzymałem już następnego dnia. na drewnianą łyżkę musiałem czekać trochę dłużej, ale właściwie nie była mi potrzebna. Na śniadanie otrzymywaliśmy czarną, gorzką kawę i porcję chleba, na obiad ciepłą wodę, w niej kilka kostek twardej brukwi oraz parę ziarenek kaszy. Kartofel był przedmiotem zachwytu. Na kolację - miska zaparzanej, kwaśnej, śmierdzącej kapusty lub liści buraczanych. Wszystkie gotowane posiłki nie miały smaku, poza tym cuchnęły. Najtrudniej było mi zjeść pierwszy obiad - śmierdzącą wodę z brukwią. Kiedy funkcyjny oddziału nalał mi należną porcję, odszedłem w kąt celi, uniosłem miskę do ust, lecz tak cuchnęła, że ją opuściłem. Rozejrzałem się po celi. Prawie wszystkie oczy utkwione były we mnie. Każdy pragnął, abym jemu właśnie oddał swoją porcję. Zrobiłbym to niezwłocznie, gdyby nie rada fryzjera jeść wszystko, co dają, aby zachować siłę. Wciągnąłem w płuca powietrze, aby nie czuć odoru, i jednym tchem wypiłem wszystko, co wypić się dało.
Na dnie zostały kawałki brukwi, wyjąłem je palcami i zjadłem. Ujrzałem zawiedzione miny niektórych kolegów. Pierwsze obrzydzenie zostało przełamane...
Wiem że nic nie wiem