Już jestem w domu, nareszcie W międzyczasie zrobiła się zima i może także dlatego mam wrażenie jakbym w szpitalu na Płockiej w Warszawie spędziła nie 9 dni a cały miesiąc.
Mówiąc szczerze liczyłam na więcej tzn. że znajdę w tych 90% przypadków sarko, które mijają same w ciągu dwóch lat. Niestety, okazało się, że przeszłam w fazę nr 2. Oznacza to, że mimo iż węzły chłonne śródpłucne wyraźnie się zmniejszyły to jednak zmiany ziarniniakowe rozsiały się i są większe niż były. Wniosek - sarko z fazy ostrej przeszła w przewlekłą. Na razie nic to dla mnie nie znaczy, bo nadal wszystkie parametry oddechowe i wydolnościowe mam dobre ( w teście chodu uzyskałam wynik - w czasie 6 minut 666m - zły omen?), więc żadnego leczenia nadal nie potrzebuję, nawet kamica nerkowa mi zanikła. Leków nie będę brała, ale za pół roku znów do szpitala.
Szpital na Płockiej oceniam, bardzo wysoko - począwszy od opieki lekarskiej po każdą inną, atmosferę, czystość, podejście do chorych. Naprawdę, choć to szpital, to czułam się tam najlepiej jak można w takiej sytuacji.
Bardzo dobrze, że tam właśnie trafiłam. Ciekawa jestem tylko jak długo moja faza przewklekła może trwać bez leków, oby jak najdłużej. A może się zatrzyma?
Przy okazji można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy - np. kobieta na mojej sali miała zmiany w płucach podobne do sarko i do gruźlicy od przebytej w wieku dorosłym ospy wietrznej. A jak ktoś w miarę młody leży to na 90% ma sarko.
Pozdrówka dla wszystkich sarkomaniaków